Czy zastanawiałeś się kiedyś jak wygląda Twój dzień pracy? Czy
jest wyjątkowy i inny od większości stanowisk marketingowych? No właśnie…
W ostatnim czasie miałam okazję odbyć spotkania z zakresu
doradztwa zawodowego, zarówno z osobami poczatkującymi w branży, jak i tymi,
które już pewne doświadczenie posiadają i kilka razy zadano mi pytanie – „Jak wygląda dzień pracy event managera”. To takie oczywiste,
ale powiem Wam, że nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie osobie, która
marzy o tym zawodzie. Z jednej strony nie chcesz jej wystraszyć, z drugiej
rozczarować.
Niby praca jak każda inna, a jednak jest w niej coś, co
pociąga ludzi. Jeden dzień to za mało, aby oddać jej charakter. To kilkutygodniowy
lub kilkumiesięczny proces przygotowań do projektu pozwala zaprezentować na
czym polega praca event managera.
Żadne słowa nie opiszą emocji i euforii jaka towarzyszy kiedy
wygra się przetarg, szczególnie jeśli wymagał on dużych nakładów pracy. A jeśli dodatkowo jarasz się tak bardzo jego efektem finalnym, że już nie możesz
doczekać się jego realizacji to satysfakcja sięga zenitu. No i wreszcie masz to. Wszyscy się cieszą, a Ty przez jeden dzień jesteś „gwiazdą” agencji i zbierasz gratulacje. Jak to mówią w
Mordorze jest „fejm”.
Co się dzieje jak emocje już opadną? W zależności od wielu
czynników takich jak; budżet, czas na przygotowanie eventu, twoje indywidualne
obłożenie eventowe masz większy lub mniejszy komfort pracy. Ale teraz musisz
pokazać, że to, co przygotowałeś w teorii będzie świetne w praktyce.
Zaczynasz pierwszy etap pracy. Analizy, planowanie,
tworzenie harmonogramów, rozpisywanie zadań, tworzenie dokumentów eventu,
scenariusze wstępne itp. Dla mnie jest to ulubiony etap – I faza zarządzania
projektem eventowym.
Wielokrotnie nasze dni wyglądają tak, że bite 8 – 10 godzin siedzimy przed komputerem. Tworzymy dokumenty, klepiemy maile, dzwonimy i ustalamy szczegóły, jesteśmy na gorącej linii z klientem lub tworzymy statusy agencyjne. To jest jedna strona medalu.
Wielokrotnie nasze dni wyglądają tak, że bite 8 – 10 godzin siedzimy przed komputerem. Tworzymy dokumenty, klepiemy maile, dzwonimy i ustalamy szczegóły, jesteśmy na gorącej linii z klientem lub tworzymy statusy agencyjne. To jest jedna strona medalu.
Jest też i druga, czyli główne wyobraźnie wielu na temat
naszej pracy. Spotkania, kawusie, ploteczki, obiadki, wizje
lokalne, czasem chodzenie po sklepach. Mówią, że to ta najprzyjemniejsza część
projektu. Wtedy poznajemy wiele osób, jesteśmy w ciągłych rozjazdach, ale również dużo się przy tym uczymy. Właśnie tak, wiele osób
wyobraża sobie życie event managera. Patrząc z perspektywy 9 lat doświadczenia
w organizacji różnego rodzaju wydarzeń uwierzcie mi, że uwielbiałam to
życie w ciągłym biegu. Kiedy jednak przerobicie już kilkadziesiąt projektów, będziecie
starali się wszystko zorganizować tak, aby ograniczyć spotkania poza biurem do
minimum. Zobaczycie jak bardzo zjada Wam to czas, szczególnie kiedy
będziecie realizowali kilka projektów jednocześnie.
Kolejna faza pracy to pomału zbliżający się stresik, ale
taki przyjemny. Pożądana adrenalina, którą wszyscy kochamy. Dopinanie ostatnich
kwestii z podwykonawcami, odprawa z klientem, finalne dokumenty montażu i
scenariusze szczegółowe. Weryfikujemy czy wszystko mamy i jazda… zaczynamy
montaż.
Nigdy nie zapomnę tego uczucia, kiedy nie mogłam się
doczekać przyjazdu na montaż. Nocna pobudka, przejazd przez miasto do punktu
docelowego, gdzie nie ma żywej duszy na ulicach i to magiczne poczucie
wspólnego działania. Już za chwilę cała ekipa, którą zebrałeś do projektu, będzie wspólnie tworzyć dzieło, które rodziło się w Waszych głowach. Wreszcie zobaczycie efekt kilkutygodniowej lub nawet kilkumiesięcznej pracy na żywo. W eventach nie ma dubli, czy prób
generalnych scenografii, jest tylko jeden strzał. To sprawia, że kochamy ten zawód, a jeszcze
bardziej się w nim zakochujemy, kiedy już to wszystko się dzieje. Amok… Życie
zaczyna się dziać w innej rzeczywistości. Człowiek zapomina o wszystkim co go
otacza i skupia się tylko na zadaniach i koordynacji, aby całe przygotowane
show wypadło jak najlepiej. Są też emocje negatywne, ale o nich się
szybko zapomina, gdy wydarzenie okazuje się sukcesem.
Jak to śpiewał Rysiek Riedel "W życiu piękne są tylko chwile"... Tak właśnie wspominam swoje najlepsze chwile i dni pracy w eventach oraz emocje, o których nigdy nie zapomnę.
Jak to śpiewał Rysiek Riedel "W życiu piękne są tylko chwile"... Tak właśnie wspominam swoje najlepsze chwile i dni pracy w eventach oraz emocje, o których nigdy nie zapomnę.